Tak się złożyło, że zorganizowana nazajutrz po
Krajobrazobraniu poświęconemu Atlantydzie
przewodnicka wycieczka zrealizowana p.n. „Jesienne krajobrazobranie” zawiodła jej uczestników m.in. do Brzóstkowa,
w którym ze specjalnego punktu widokowego, można było popatrzeć na rozległą
panoramę okolic ujścia Prosny do Warty. Czy dostrzegli oni tam ślady Atlantydy
? - pozostanie pewnie tajemnicą ponad pięćdziesiątki szczęśliwców, którym udało się, w pierwszej kolejności, załapać ma imprezę. Ale Brzóstków
to nie jedyna jej atrakcja. Najsamprzód (piękne archaiczne nieco wyrażenie) wraz z Andrzejem Matysiakiem zawieźliśmy towarzystwo do Tarc, gdzie można było obejrzeć pięknie
odrestaurowany pałac Stanisława Ostroroga-Gorzeńskiego oraz napić się wody z
„cudownego” źródła w przypałacowym parku. Natychmiastowe odmładzająco-wypiękniające efekty widać było gołym okiem. W dalszej kolejności turyści
podziwiali znane, ale niezmiennie popularne atrakcje krajoznawcze Żerkowa i
Śmiełowa (Radolińscy, Gorzeńscy, Mickiewicz i te sprawy...). „Mocnym” punktem programu był Radlin. Najpierw wyobraźnia, której uczestnikom naszych imprez przecież nie brak, musiała
pomóc w odtworzeniu z istniejących tam ruin XVI wiecznego pałacu Opalińskich
– wówczas jednej z najwspanialszych rezydencji w Wielkopolsce, a następnie, w pobliskiej
renesansowej kaplicy, podziwiano ich nagrobki. Niesłychany dreszcz emocji
towarzyszył zejściu do krypty, w której, w odkrytych trumnach, spoczywają
doskonale zachowane (wpływ mikroklimatu) szczątki członków rodziny Opalińskich
i Sapiehów. Przy truchle młodej Sapieżanki uraczyłem nieco przestraszonych tym widokiem kryptozwiedzaczy romantyczną historią o okolicznościach jej zgonu spowodowanego przez okrutnego ojca. I kolejne atrakcje – dwór w Koszutach mieszczący w swoim wnętrzu niebywale
ciekawą i „klimatyczną” ekspozycję związaną z tradycją dworu polskiego. Na niepowtarzalny klimat
tej wizyty złożyła się też krasota tamtejszej młodej przewodniczki (to już druga tego dnia nadobna oprowadzaczka). Ukoronowaniem całej imprezy była wizyta
u Działyńskich i Zamojskich – a przede wszystkim u „białej damy” na zamku w
Kórniku. Wygląda na to, że udało nam się (ach ta moja skromność) zorganizować kolejną interesującą i udaną imprezkę. Nieprawdaż ?
fot. Krzysztof Krystyniak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz