Początek obecnego roku przyniósł nam, szperaczom w historii
Kalisza, dwie sensacyjne informacje. Właściwie hipotezy – ale rewolucyjne w
swej treści. Pierwszą sensację przyniósł artykuł Kazimierza Badziaka zamieszczony w najnowszym „Roczniku Kaliskim”.
W materiale pt. Dzieje Kalisza do miasta
lokacyjnego profesor zawarł śmiałą tezę, jakoby przedlokacyjny Kalisz z
siedzibą księcia nie mieścił się wcale na Zawodziu (tam miała być tylko osada
wojskowa) ale gdzieś bliżej – między Złotym Rogiem a rogatką. Wprawdzie
przytoczone przez profesora argumenty obalają w artykule w „Życiu Kalisza” nasi archeolodzy –
panowie Kędzierski, Miłek i Ziąbka, ale… ziarno niepokoju zostało rzucone. Tym
bardziej, że według profesora bardziej predysponowani do wydawania sądów o
przeszłości są historycy (na podstawie dokumentów), a dopiero później
archeolodzy. Nie przytoczył on jednak przy tym dokumentów przekonujących do
swej hipotezy. Drugą sensację, mniejszego już nieco kalibru, usłyszeli zebrani
na ostatnim Fotoplastykonie. Gość
specjalny Ani Tabaki i Maćka Błachowicza – pan Makary Górzyński zakwestionował jakby prawo
nazywania reprezentacyjnego obiektu stojącego na przełomie XIX i XX w. na Głównym
Rynku ratuszem. Jako argumenty podał m.in. fakt, że w tym czasie na terenach
Królestwa nie stawiano w ogóle ratuszy (?) a cała władza znajdowała się wówczas
w rękach rosyjskiego gubernatora i gdzieś jeszcze wyżej. Urzędujący w „ratuszu”
prezydent miasta był więc tylko figurantem a sam obiekt spełniał bardziej
funkcje spotkań towarzyskich (resursa), bali, wystaw itp. (które – nota bene –
rzeczywiście się tam wówczas odbywały). Argumentem za była, według prelegenta,
również sama architektura obiektu, bardziej zbliżona do gmachów kulturalnych
(vide: opera paryska) niż administracyjnych. I bądź tu człowieku wiarygodnym
przewodnikiem…
fot. Zb. Pol