fot. Zb. Pol
niedziela, 15 grudnia 2013
Do trzech razy (foto) sztuka - 77
No i - by zamknąć na razie temat astronomiczny - trzy fotki z "gwieździstego" happeningu:
Kiedyś tam w Kaliszu - 19
Od połowy XVI w. w Europie zaistniały szczególne
warunki do rozwoju astronomii. Wprawdzie kopernikowska teoria heliocentryzmu
zwalczana jest jeszcze zarówno przez kościół katolicki a początkowo nawet przez
reformatorów, ale konflikt między światopoglądami geo- i heliocentrycznym
stopniowo, w miarę doskonalenia metod i narzędzi badawczych, rozmywa się.
Galileusz propaguje lunetę (choć nie on ją pierwszy konstruuje), przy pomocy
której odkrywa niektóre fazy i księżyce planet. To sprawia, że jego poglądy
ewoluują w kierunku heliocentryzmu. W tej sytuacji wielkie znaczenie mają
poglądy i wyniki badań astronomów jezuickich – doskonałych uczonych
posiadających bogaty (przenośnie i dosłownie) warsztat badawczy. Mimo idei,
jakiej mieli służyć, raczej bronią przed dominikanami poglądy Galileusza. Nawet
jeśli nie popierają jednoznacznie teorii heliocentrycznej, to jej krytykę
opierają nie wyłącznie na treści Biblii, ale raczej na niedoskonałości
dotychczasowych badań. Ten argument popiera generał zakonu kardynał Bellarmino,
co daje asumpt do szerokiego zainteresowania astronomią niemal we wszystkich klasztorach
i zakonach jezuickich.
Tak też się dzieje w Kaliszu. O ile do niemal końca XVI w . można
mówić u nas raczej o astrologii, to wraz z przybyciem jezuickiego dydaktyka i
uczonego Karola Malaperta nastaje czas astronomii.
Malapert urodził się w 1581 r. w Mons w Belgii, prawdopodobnie około roku 1610 przybył do
Polski. W latach 1613 - 17 był nauczycielem matematyki w kaliskim kolegium
jezuickim W tymże 1613 roku – a więc równo 400 lat temu rozpoczyna u nas
badania astronomiczne. Wśród przyrządów stosował początkowo tzw. „prześwit
otworkowy” zastąpiony z czasem torquetum. Następnie, już przy pomocy uczniów -
asystentów: Szymona Peroviusa i Aleksego Sylviusa prowadził – jako pierwszy w
Polsce – obserwacje przy pomocy skonstruowanych przez nich lunet. Swoje
obserwacje astronomowie prowadzili prawdopodobnie z wieży dobudowanej do prezbiterium zapewne
specjalnie w tym celu – na co wskazuje jej
konstrukcja, nakrycie płaskim dachem, ustawienie okien idealnie na wschód,
południe i zachód. Obiekt ten może więc uchodzić za pierwsze w Polsce
obserwatorium astronomiczne z
prawdziwego zdarzenia, w którym użyto lunety z paralaktycznym montażem. Malapert poprzez swe badania
wysunął ośrodek kaliski na czoło polskiej astronomii. W zainteresowaniach
astronoma pozostawało nie tylko Słońce. Badał on także mgławice Oriona,
Saturna, którego pierścienie brał za jego dwa księżyce (zresztą nic tylko on),
Jowisza z księżycami oraz Księżyc.
W 1615 r. Malapert wydał w drukarni Wojciecha Gedeliusza
swoje dzieło Variorum poematum fasciculus, dedykowane
królewiczowi Władysławowi Wazie. Zaczyna je, zajmująca niemal połowę druku,
tragedia biblijna o królu Jerozolimy Sedecjaszu – rozważania astronomiczne znajdują
si tam w dalszej części – jakby przy okazji. Po opuszczeniu Polski Malapert
osiadł w Duai we Flandrii. Na tamtejszym uniwersytecie jezuickim pełnił funkcję
nauczyciela matematyki i kontynuował (w latach 1618 - 27) rozpoczęte w Kaliszu
obserwacje astronomiczne, prowadzone nadal przy pomocy Sylviusa, który wraz z
nim lub w ślad za nim podążył do Duai. Tam publikuje swoje przemówienie szkolne
poświęcone „belgijskiemu teleskopowi” oraz fenomenom niebieskim. A w wydanym w
1633 r. (już po jego śmierci) dziele "Austriackie Gwiazdy" autor
próbuje przybliżyć stosowaną przez siebie dotychczas metodę projekcji i opisuje
działanie otworkowej ciemni optycznej, stosowanej wtedy powszechnie do
obserwacji zaćmienia Słońca. We flamandzkim okresie swego życia Malapert
napisał kilka prac astronomicznych i matematycznych. Utrzymuje też nadal
stosunki z Polakami poznanymi w Kaliszu. Następnie był rektorem kolegium w
Arras. W 1629 r. został powołany przez Filipa IV na katedrę matematyki
cesarskiego kolegium jezuickiego w Madrycie, której nie zdążył objąć, zmarł
bowiem w drodze w listopadzie 1630 r.
Z kolei Sylvius (zlatynizowany pseudonim Aleksego
Leśniaka) urodził się w 1593 r. (a więc
znów okrągła jakby rocznica), matematykę i geometrię studiuje Kaliszu, stając się uczniem i jednoczenie
najbliższym współpracownikiem Malaperta. W ślad za nim wyjeżdża do Belgi, pozostając
tam do roku 1644. Konstruuje tam m.in. miny wybuchowe. Wraca do Polski, w 1650
w Krotoszynie buduje rodzaj wentylatora oraz montuje lunetę przesuwającą obraz
(peryskop) na dobre udoskonalony potem przez Heweliusza. Wydaje samodzielnie w
1651 r. w Lesznie pracę o ruchach księżyca,
No i Szymon Perovius (1586-1636) – kaliski jezuita, wykształcony
się w tutejszym kolegium. Po wyjeździe Malaperta i Sylviusa pozostał w Kaliszu
(zapiski z obserwacji plam na Słońcu z marca i lipca 1618 r.), potem wyjechał
do Poznania na studia teologiczne, po ich ukończeniu był profesorem matematyki
w Kaliszu a także w jezuickich kolegiach w Krakowie i Lwowie. Warto dodać, że materiały
związane z działalnością jezuickiego obserwatorium z czasów „naszych” uczonych
odnalazł w Belgii dopiero po II wojnie współczesny astronom i muzealnik z
Jędrzejowa - Tadeusz Przypkowski.
Malapert zrobił dobry początek. W 1636
r. kaliski jezuita Tomasz Brodowski prowadzi wykłady z matematyki, geometrii i
astronomii – o wciąż geocentrycznym umocowaniu. W 2 poł. XVII w. swoje badania realizuje
też w Kaliszu Abraham Gombiner astronom-amator żydowskiego pochodzenia. Nieco wcześniej, bo latach 30-tych XVII
w. do podkaliskiego klasztoru ołobockiego przybyła ze Świdnicy Maria Kunicka,
uczona-astronom, znająca kilka języków obcych. Zyskała europejską sławę i właśnie w ołobockim klasztorze ukończyła
swoje dzieło Urania Propitia, które ukazało
się w 1650 r. Obserwacje astronomiczne prowadził też w połowie XVII w. komornik
graniczny (!) kaliski Maciej Głoskowski - autor wysoko cenionego podręcznika Geometria penegrinans. Kolejnymi są
traktaty matematyczno-astronomiczne Kacpra Niesieckiego z 1714 r.
Poglądy
ewoluują w stronę heliocentryzmu, czego ślad znajdziemy choćby
w kaliskich wykładach Jana Rościszowskiego z 1771 r.
A w czasach nam bliższych ? Od ok. 1960 roku w bloku
przy Ułańskiej funkcjonowało amatorskie obserwatorium kierowane przez pasjonata
inż. Janusza Kaźmierowskiego. Dwa razy w tygodniu taszczył on na dach 3 lunety
– teleskopy, przez które wszyscy chętni mogli popatrzeć w niebo. Po śmierci
inżyniera obserwatorium zamknięto, sprzęt dobrze schowano w przepastnych
piwnicach Centrum Kultury i Sztuki, a kaliszanie chcąc sobie popatrzeć na
gwiazdy muszą zaledwie dobrze rozglądać się dookoła. Po Kaliszu spaceruje
przecież tyle pięknych dziewcząt…
środa, 11 grudnia 2013
Do trzech razy (foto) sztuka - 76
Nim pokażę Wam kilka fotek z Happeningu jeszcze ostatnia zaległość z Krajobrazobrania. Program kończyliśmy w Kórniku.
fot. K. Krystyniak
sobota, 7 grudnia 2013
Veni, vidi, vici - 34
Mimo, że zima wybrała
sobie piątek, 6 grudnia, na dzień swojego „mocnego” wejścia to – nie
zważając na naprawdę paskudną pogodę – ponad sześćdziesięciu kaliszan pojawiło
się na organizowanym po raz piąty Kaliskim Happeningu Przewodnickim. Tym razem
rzecz dotyczyła kaliskiej astronomii a wybór takiego tematu podyktowany był
równą - jak to w Happenigach bywa -
czterechsetną rocznicą podjęcia w Kaliszu przez jezuitów Karola
Malaperta, Szymona Peroviusa oraz studiującego w kaliskim kolegium Aleksego
Sylviusa profesjonalnych obserwacji astronomicznych. Prowadzone one były z
wieży przylegającej do - wówczas jezuickiego (obecnie garnizonowego) - kościoła
z wykorzystaniem nowoczesnych na owe czasy i ciągle jeszcze przez wspomnianych
badaczy udoskonalanych przyrządów. Atrakcją imprezy było już samo wejście do,
na co dzień niedostępnej, wieży oraz możliwość popatrzenia – wzorem astronomów
sprzed czterech wieków - z wieżowego okienka przez lunetę. Oczekujących na
swoją „kolejkę” zebranych w półmroku arkad garnizonowej świątyni zabawiałem gawędą o „tamtych czasach”. I choć zachmurzone tego wieczoru niebo nie
ułatwiało uczestnikom zadania, choć – gwoli ścisłości – swoje badania Malapert
prowadził prawdopodobnie jednak z wieżyczki położonej z drugiej strony świątyni
- emocje były spore. Zwłaszcza, że
dzięki zaangażowaniu "Astronomy Promotora" z kaliskiego Koła Miłośników Astronomii –
Radka Piora przybyli mieli do dyspozycji
jeszcze jedną lunetę – ustawioną na pl. św. Józefa. Stamtąd – już nie poganiani
przez nikogo - mogli oni jeszcze raz popatrzeć na niebo oraz na… detale
otaczających plac obiektów (np. zegara kolegiaty) a co bardziej "dociekliwi" pewno i w okna okolicznych mieszkań (wynajmowanych przez bezpruderyjne studentki ?). A może dojrzeli też podróżującego
po niebie patronie tego dnie – św. Mikołaja, a może też – podczepioną do jego
sań nową królową pogody nad Kaliszem – srogą zimę? Chwilę po zasunięciu włazu
prowadzącego do wieży i po zdemontowaniu lunet - kwadrans po zakończeniu
imprezy zaczęła się śnieżna zamieć. Astronomiczna zima - tuż tuż...
poniedziałek, 2 grudnia 2013
sobota, 30 listopada 2013
Komunikaty na raty
Zwieńczeniem arcybogatego tegorocznego sezonu
turystycznego w naszym mieście będzie V Happening przewodnicki, na który zapraszam w najbliższy piątek, 6 grudnia. W wyborze „gwiezdnego”
tematu w mniejszym może stopniu decydował fakt, że coraz już bliżej do
„gwiazdki”, a bardziej - okrągła
rocznica ważnego wydarzenia z dziejów Kalisza.
To już tradycyjna inspiracja do podjęcia happeningowych działań, a tym
razem chodzi o 400 rocznicę podjęcia przez jezuickich astronomów: Karola
Malaperta, Szymona Peroviusa i Aleksego Sylviusa obserwacji plam na Słońcu a
także mgławic Oriona i pierścieni Saturna. Obserwacji prowadzonych z
przykościelnej wieży uchodzącej wówczas za jedno z pierwszych profesjonalnych
obserwatoriów astronomicznych w Europie przy użyciu nowoczesnych – jak na owe
czasy – urządzeń, m.in. lunety z paralaktycznym montażem. W ramach imprezy jej
uczestnicy również będą mieli okazję popatrzeć na gwiazdy – z teleskopów
umieszczonych w tejże wieży oraz – dla szerszej perspektywy - na przykościelnym
placu. W organizacji happeningu w pojezuickiej – dziś garnizonowej – świątyni pomogą nam członkowie Koła Miłośników Astronomii
działającego od niedawna przy klubie Spółdzielni „Dobrzec”. Spotkanie przy portalu kościoła przy ulicy
Kolegialnej się o godzinie 16.00, ale - to info dla zapracowanych i tych, którzy lubią się spóźniać - wejścia kolejnych grup na wieżę odbywać
się będą do ok. 16.45. I choć sama impreza jak i pora jej realizacji jest
prawie świąteczna, sugerowałbym jednak ubranie – ze względu na „patynę czasu”
w wieży – nieco mniej galowych strojów.
piątek, 29 listopada 2013
Do trzech razy (foto) sztuka - 74
I kolejna triada fotek - pora na Radlin, gdzie "gościliśmy" (brr...) u Opalińskich i Sapiechów:
fot. Krzysztof Krystyniak
czwartek, 28 listopada 2013
Spróbujmy to wyjaśnić - 27
Gubernator Daragan. W pewnym sensie wielce dla Kalisza zasłużony - miał w początkach XX wieku w naszym mieście swoją ulicę. Tylko którą - bo źródła podają różnie. Czy była to dzisiejsza ulica Asnyka, czy Ostrowska czy może Legionów ? Zatem - gdzieś tam dzwonią - ale gdzie ?
fot. archiwum MOZK
poniedziałek, 25 listopada 2013
niedziela, 24 listopada 2013
Veni, vidi, vici - 33
Tak się złożyło, że zorganizowana nazajutrz po
Krajobrazobraniu poświęconemu Atlantydzie
przewodnicka wycieczka zrealizowana p.n. „Jesienne krajobrazobranie” zawiodła jej uczestników m.in. do Brzóstkowa,
w którym ze specjalnego punktu widokowego, można było popatrzeć na rozległą
panoramę okolic ujścia Prosny do Warty. Czy dostrzegli oni tam ślady Atlantydy
? - pozostanie pewnie tajemnicą ponad pięćdziesiątki szczęśliwców, którym udało się, w pierwszej kolejności, załapać ma imprezę. Ale Brzóstków
to nie jedyna jej atrakcja. Najsamprzód (piękne archaiczne nieco wyrażenie) wraz z Andrzejem Matysiakiem zawieźliśmy towarzystwo do Tarc, gdzie można było obejrzeć pięknie
odrestaurowany pałac Stanisława Ostroroga-Gorzeńskiego oraz napić się wody z
„cudownego” źródła w przypałacowym parku. Natychmiastowe odmładzająco-wypiękniające efekty widać było gołym okiem. W dalszej kolejności turyści
podziwiali znane, ale niezmiennie popularne atrakcje krajoznawcze Żerkowa i
Śmiełowa (Radolińscy, Gorzeńscy, Mickiewicz i te sprawy...). „Mocnym” punktem programu był Radlin. Najpierw wyobraźnia, której uczestnikom naszych imprez przecież nie brak, musiała
pomóc w odtworzeniu z istniejących tam ruin XVI wiecznego pałacu Opalińskich
– wówczas jednej z najwspanialszych rezydencji w Wielkopolsce, a następnie, w pobliskiej
renesansowej kaplicy, podziwiano ich nagrobki. Niesłychany dreszcz emocji
towarzyszył zejściu do krypty, w której, w odkrytych trumnach, spoczywają
doskonale zachowane (wpływ mikroklimatu) szczątki członków rodziny Opalińskich
i Sapiehów. Przy truchle młodej Sapieżanki uraczyłem nieco przestraszonych tym widokiem kryptozwiedzaczy romantyczną historią o okolicznościach jej zgonu spowodowanego przez okrutnego ojca. I kolejne atrakcje – dwór w Koszutach mieszczący w swoim wnętrzu niebywale
ciekawą i „klimatyczną” ekspozycję związaną z tradycją dworu polskiego. Na niepowtarzalny klimat
tej wizyty złożyła się też krasota tamtejszej młodej przewodniczki (to już druga tego dnia nadobna oprowadzaczka). Ukoronowaniem całej imprezy była wizyta
u Działyńskich i Zamojskich – a przede wszystkim u „białej damy” na zamku w
Kórniku. Wygląda na to, że udało nam się (ach ta moja skromność) zorganizować kolejną interesującą i udaną imprezkę. Nieprawdaż ?
fot. Krzysztof Krystyniak
Subskrybuj:
Posty (Atom)