Zamykające trzecią dziesiątkę Kaliszobrań spotkanie, które odbyło się
21 stycznia
w kaliskim Zespole Szkół Ekonomicznych miało … hm … nieco dziwny przebieg.
Frekwencja dopisała jak zwykle. Mimo, że część uczestniczek musiała jeszcze
przecież upiec tradycyjnie pyszne ciasto przed wieczornym podjęciem wnuków
(wiadomo – dzień babci), mimo że inni z kolei ciekawi byli jak tam w
Belgardzie: Szwedzi biją naszych czy nasi Szwedów – to jednak do szkoły przy
Legionów stawiła się grubo ponad setka uczestników, by wysłuchać opowieści o historii kaliskiego handlu. Czy
usłyszeli ją? Pewnie tak – choć
potraktowaną dość … wybiórczo. Do prezentacji tematu poprosiłem dwóch
specjalistów:
dr Jarosława Dolata – dyplomowanego kustosza z Muzeum Historii Przemysłu w Opatówku
i pana Huberta Pałęckiego – vice prezesa Towarzystwa Miłośników Kalisza, a zarazem absolwenta tej szkoły i autora publikacji o jej historii. Pewnie ograniczony czas wystąpień „przydzielony im” przez bezwzględnych organizatorów (ale zrozumcie: te „babcie”, „dziadkowie” i nasi handballiści na dokładkę) sprawił, że ukierunkowali swoje wystąpienia tylko na pewne aspekty handlowania (i uczenia się o tymże handlowaniu) w dawnym Kaliszu, co mogło u niektórych wywołać lekki niedosyt. W percepcji podawanych ciekawostek mogła też nieco przeszkadzać nie najlepsza akustyka w – jakby nie było – sali gimnastycznej („prosimy głośniej”, „prosimy wolniej” itp.). Pan Dolat jeszcze zdążył wspomnieć o rozjemczo-buforowej roli lady w średniowiecznym handlowaniu, pan Pałęcki zaprezentował jedno z pierwszych, pochodzące jeszcze z XIX w. świadectwo ukończenia szkoły handlowej na ul. Niecałej, a potem z nutą nostalgii podkreślił wielowiekowe znaczenie Kalisza jako ważnego ośrodka administracyjnego (czyli pod tym względem Kalisz jest aktualnie pod kreską), ale wskazówki zegarków przesuwały się bezlitośnie. Prowadzący (jam ci) pilnował jednak reżimu czasowego i po sześciu kwadransach części „handlowej” nastąpiła część artystyczna – czyli zapowiadana niespodzianka, co do charakteru której spekulowano od tygodnia. Młodzież „handlówki”, przygotowana przez polonistkę tej szkoły Pania Izabellę Galubę – Bryja, zaprezentowała inscenizację II cz. mickiewiczowskich Dziadów. Za oknem śnieg, a w sali „zaduszny” nastrój. Jesienne liście i znicze tworzą scenografię. Pojawiają się sprawujący obrzęd i duchy dzieci, złego pana i beztroskiej dziewicy. Wydaje się, że spektakl się podoba, a widzowie, zapomniawszy na chwilę o „kaliskim handlowaniu” zaczynają dumać nad przesłaniem wieszcza. Wybija godzina piąta – widowisko się kończy. Guślarz otwiera drzwi kaplicy, a pani vice dyrektor ekonomika – Magdalena Mocna otwiera podwoje szkoły dla chętnych jej obejrzenia (szkoły rzecz jasna choć i na panią dyrektor ten i ów chętnie łypnął okiem). Z zaproszenia skorzystała całkiem liczna grupa, okazało się, że wielu „naszych” (czyli uczestników Kaliszobrań) to absolwenci tej szkoły i z dużym sentymentem zerknęli po iluś tam latach na izbę klasową, w której przystojny Jurek przesłał swojej koleżance pierwsze znaczące spojrzenie. Itd., itp.
dr Jarosława Dolata – dyplomowanego kustosza z Muzeum Historii Przemysłu w Opatówku
i pana Huberta Pałęckiego – vice prezesa Towarzystwa Miłośników Kalisza, a zarazem absolwenta tej szkoły i autora publikacji o jej historii. Pewnie ograniczony czas wystąpień „przydzielony im” przez bezwzględnych organizatorów (ale zrozumcie: te „babcie”, „dziadkowie” i nasi handballiści na dokładkę) sprawił, że ukierunkowali swoje wystąpienia tylko na pewne aspekty handlowania (i uczenia się o tymże handlowaniu) w dawnym Kaliszu, co mogło u niektórych wywołać lekki niedosyt. W percepcji podawanych ciekawostek mogła też nieco przeszkadzać nie najlepsza akustyka w – jakby nie było – sali gimnastycznej („prosimy głośniej”, „prosimy wolniej” itp.). Pan Dolat jeszcze zdążył wspomnieć o rozjemczo-buforowej roli lady w średniowiecznym handlowaniu, pan Pałęcki zaprezentował jedno z pierwszych, pochodzące jeszcze z XIX w. świadectwo ukończenia szkoły handlowej na ul. Niecałej, a potem z nutą nostalgii podkreślił wielowiekowe znaczenie Kalisza jako ważnego ośrodka administracyjnego (czyli pod tym względem Kalisz jest aktualnie pod kreską), ale wskazówki zegarków przesuwały się bezlitośnie. Prowadzący (jam ci) pilnował jednak reżimu czasowego i po sześciu kwadransach części „handlowej” nastąpiła część artystyczna – czyli zapowiadana niespodzianka, co do charakteru której spekulowano od tygodnia. Młodzież „handlówki”, przygotowana przez polonistkę tej szkoły Pania Izabellę Galubę – Bryja, zaprezentowała inscenizację II cz. mickiewiczowskich Dziadów. Za oknem śnieg, a w sali „zaduszny” nastrój. Jesienne liście i znicze tworzą scenografię. Pojawiają się sprawujący obrzęd i duchy dzieci, złego pana i beztroskiej dziewicy. Wydaje się, że spektakl się podoba, a widzowie, zapomniawszy na chwilę o „kaliskim handlowaniu” zaczynają dumać nad przesłaniem wieszcza. Wybija godzina piąta – widowisko się kończy. Guślarz otwiera drzwi kaplicy, a pani vice dyrektor ekonomika – Magdalena Mocna otwiera podwoje szkoły dla chętnych jej obejrzenia (szkoły rzecz jasna choć i na panią dyrektor ten i ów chętnie łypnął okiem). Z zaproszenia skorzystała całkiem liczna grupa, okazało się, że wielu „naszych” (czyli uczestników Kaliszobrań) to absolwenci tej szkoły i z dużym sentymentem zerknęli po iluś tam latach na izbę klasową, w której przystojny Jurek przesłał swojej koleżance pierwsze znaczące spojrzenie. Itd., itp.
I tak skończyło się kolejne Kaliszobranie a za miesiąc
impreza wkroczy w czwartą dekadę…
Nie było tak źle, choć faktycznie 'wyjściowe' edycje są znacznie ciekawsze.
OdpowiedzUsuńNie da się nie zauważyć, że coraz więcej instytucji chce współuczestniczyć przy kolejnych Kaliszobraniach.
Szkoda tylko, że Miast wycofuje się ze współpracy - dlaczego NIE MOŻNA DAĆ PARĘ GROSZY NA NOWY KALEJDOSKOP.
Pan Sobolewski wspomniał, że ze wzgledu na brak kasy, może nie ukazać się kolejna książka, to jak ma się Kalisz promować?!!!!
Sie pytam!
Ignacy, jeśli organizatorzy chcieliby wybudować basen albo halę sportową.... A na książkę dawać? Przecież to szkoda kasy! :)
Usuńa ja dodam, że uczestników było około 200, liczyłem. Serio! Chyba przyszli ze względu na niespodziankę i warto było. Słyszałem, jak panie komplementowały, że takich przedstawień to w kaliskim teatrze nie robią. No i prawie się z tym zgadzam!
OdpowiedzUsuńcoś w tym komplemencie jest - przecież grała nastoletnia młodzież, bez szkół i nakładów finansowych. Tym większe brawa
UsuńPanie Piotrze, z serca dziękuję za bardzo ciekawe wykłady i wzruszenia w czasie przedstawienia. Jestem absolwentką ekonomika i w młodości też występowałam w szkolnym teatrzyku. To cudowne chwile. Ci młodzi ludzie przypomnieli mi tamte czasy
OdpowiedzUsuń