O roku ów ! kto ciebie widział w naszym
kraju !
Ciebie lud zowie dotąd rokiem urodzaju…
Tak, nieco
patetycznie, rozpoczyna jedenastą panatadeuszową księgę nasz wieszcz. Obawiam
się, że w historii Kalisza (ale i wielu innych miast polskich) z tym
„urodzajem”, przynajmniej w sensie materialnym, bywało nie tak różowo. Najpierw
rok olbrzymich nadziei a potem – olbrzymiego rozczarowania. A w międzyczasie,
nie da się ukryć i tego aspektu wielkiej wyprawy Napoleona na wschód, rok
dużych wyrzeczeń i często lokalnych tragedii wielu miast polskich. W tym
Kalisza. Zresztą – ileż to już razy nasze miasto było doświadczane i ubożone
wskutek przemarszu wojsk różnego autoramentu. Tak było i dwieście lat temu.
Najpierw tryumfalne przemarsze wojsk napoleońskich: legii polskiej z ks.
Józefem Poniatowskim, 20-tysięcznego korpusu saskiego, 30-tysięcznego westfalskiego
oraz wojsk bawarskich, wirtemberskich, włoskich i hiszpańskich. Wojsk, które za
swój wikt i opierunek, a przy okazji za korzystanie z, nazwijmy to
eufemistycznie, rozrywek „na mieście” nie zwykły płacić. Potem, w kwietniu,
była niezwykle kosztowna wizyta napoleońskiego braciszka, księcia Westfalii
Hieronima. Jego pobyt kosztował miasto 100 tys. zł. Kaliszanie nie byli – mimo
możliwości obejrzenia sobie barwnych defilad – zachwyceni tym faktem, gmina
żydowska odmówiła nawet zapłacenia na tę okoliczność dodatkowego podatku (za co
władze zamknęły im synagogę). Na a potem przez kolejny rok ponosiliśmy kolejne
konsekwencje trwania kampanii a następnie niesławnego odwrotu wojsk spod
Moskwy. I tak, miast czerpać z naszego centralnego położenia profity (dotyczy i
czasów obecnych) ponosiliśmy z tego tytułu – nie po raz pierwszy i nie po raz
ostatni – dotkliwe straty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz