To było poważne wyzwanie. Zaprosić swoich gości w
upalną sobotę na blisko dwukilometrowy spacer szlakiem baszt, bram i murów obronnych
lokacyjnego Kalisza. Przecież tak naprawdę niewiele tego zostało – wydawałoby
się, że o tych kilku kawałkach muru o łącznej długości niespełna 300 m. i
jednej baszcie (bo proweniencja drugiej jest dość niejasna) wiemy już wszystko.
A jednak – ok. 170 osób przybyło w sobotnie popołudnie 18 sierpnia na 37 edycję Kaliszobrania, by jednak coś jeszcze zobaczyć i coś tam jeszcze o murowanej tarczy miasta usłyszeć.
I chyba nie zawiedli się: zobaczyli na przykład makiety obu średniowiecznych bram ustawionych specjalnie na ten czas dokładnie w miejscach, w których owe bramy stały. Zobaczyli ocalałe kawałki murów ukryte gdzieś po podwórkach. I zobaczyli, co było kolejna niespodzianką kaliskich przewodników PTTK,
na co dzień zamknięte wnętrze naszej jedynej baszty i świat oglądany z perspektywy biednej dziewczyny onegdaj w tejże baszcie uwięzionej (Podziękowania dla Braci Kurkowych za udostępnienie tej atrakcji). A usłyszeli: o historii powstania obronnego pierścienia naszego miasta, o powstawaniu, przebudowach, funkcjach i upadku murów, bram i baszt, o gotyckich cegłach i sposobach budowania murów, o zmianach w przebiegu tegoż, o nazwach niektórych z baszt. O mezaliansie nieszczęsnej starościanki Dorotki ale i chyba niewiele szczęśliwszych „Dorotkach”, które sumienne sprawowanie swej profesji musiały pobytem w karcerze odkupić. O niecnym zachowaniu przewodnickiego prezesa (czyli – co tu dużo mówić – autora niniejszego bloga), który - pacholęciem będąc – znajdujący się na jego podwórku przy ul. Kazimierzowskiej fragment zacnego muru nie zawsze traktował z należytą estymą. Było wspólne liczenie (nieistniejącego) inwentarza w postaci 25 baszt, były – to już tradycja – indywidualne komentarze i związane z tematem „dopowiedzi” niektórych uczestników, było gremialne „hip, hip, hurra” na zakończenie. I tak dwie godziny „murowanego” Kaliszobrania minęły równie szybko, jak minęły już wieki, których przewodnickie opowieści dotyczyły.
A jednak – ok. 170 osób przybyło w sobotnie popołudnie 18 sierpnia na 37 edycję Kaliszobrania, by jednak coś jeszcze zobaczyć i coś tam jeszcze o murowanej tarczy miasta usłyszeć.
I chyba nie zawiedli się: zobaczyli na przykład makiety obu średniowiecznych bram ustawionych specjalnie na ten czas dokładnie w miejscach, w których owe bramy stały. Zobaczyli ocalałe kawałki murów ukryte gdzieś po podwórkach. I zobaczyli, co było kolejna niespodzianką kaliskich przewodników PTTK,
na co dzień zamknięte wnętrze naszej jedynej baszty i świat oglądany z perspektywy biednej dziewczyny onegdaj w tejże baszcie uwięzionej (Podziękowania dla Braci Kurkowych za udostępnienie tej atrakcji). A usłyszeli: o historii powstania obronnego pierścienia naszego miasta, o powstawaniu, przebudowach, funkcjach i upadku murów, bram i baszt, o gotyckich cegłach i sposobach budowania murów, o zmianach w przebiegu tegoż, o nazwach niektórych z baszt. O mezaliansie nieszczęsnej starościanki Dorotki ale i chyba niewiele szczęśliwszych „Dorotkach”, które sumienne sprawowanie swej profesji musiały pobytem w karcerze odkupić. O niecnym zachowaniu przewodnickiego prezesa (czyli – co tu dużo mówić – autora niniejszego bloga), który - pacholęciem będąc – znajdujący się na jego podwórku przy ul. Kazimierzowskiej fragment zacnego muru nie zawsze traktował z należytą estymą. Było wspólne liczenie (nieistniejącego) inwentarza w postaci 25 baszt, były – to już tradycja – indywidualne komentarze i związane z tematem „dopowiedzi” niektórych uczestników, było gremialne „hip, hip, hurra” na zakończenie. I tak dwie godziny „murowanego” Kaliszobrania minęły równie szybko, jak minęły już wieki, których przewodnickie opowieści dotyczyły.
Oczywiście, że się nie zawiodłam. Było naprawdę fajnie, choć dziś jeszcze czuję w mojej nodze skutki wczorajszego spaceru:) Dzięki.
OdpowiedzUsuńU mnie na blogu fotki z Dorotki:)http://lilavatiscrapuje.blogspot.com/2012/08/kaliszobranie.html