poniedziałek, 17 czerwca 2013

Veni, vidi, vici - 25


    Raz czy dwa razy w roku – zwykle w porze letniej, gdy przyroda wokół cieszy się pełnią życia -  zabieramy miłośników Kaliszobrań poza miasto. Tak też było w minioną sobotę, kiedy w ramach 46 edycji tej imprezy jej uczestnicy poznawali graniczącą z miastem gminę Blizanów. W prologu zajechali nawet do Chocza, gdzie mieli okazję zobaczyć chocką kolegiatę Wniebowzięcia N.M.P. i sąsiadujący z nią pałac infułatów oraz poreformacki kościół p.w. św. Michała Archanioła. Ten ostatni - przez kratę wprawdzie (bo podłoga była już umyta). A później była już autokarowa wędrówka szlakiem dworków i – w większości drewnianych – świątyń. Wśród tych pierwszych podziw wzbudził odrestaurowany dwór w Jarantowie, zadumę nad przemijaniem – resztki tychże w Brudzewie czy Jastrzębnikach. Natomiast kościoły – to prawdziwe perełki i cacka architektury. Najpierw murowany neogotyk z Brudzewa, potem kolejno drewniane, znacznie starsze od tego z kaliskiego Zawodzia obiekty w Lipem, Blizanowie i Pamięcinie. Na podkreślenie zasługuje fakt gościnnego przyjęcia, mimo młodych par przebierających już w kruchcie nó/ż/ętami coby związać się węzłem, przez księży – zwłaszcza w Brudzewie księdza Andrzeja Lewandowskiego i w Blizanowie – księdza Tomasza Strzeleckiego. Gospodarze nie dość, że niemal wyręczali nas w komentarzu to uzupełniali go dodatkowymi „smaczkami” i ciekawostkami dotyczącymi wyposażenia świątyń. Dzień był piękny, skowronki śpiewały nad łanami zbóż – pomagający mi - a właściwie grający pierwsze skrzypce Włodek Mikołajczyk (przewodnik ostatniego tłoczenia - debiut) zaproponowalł więc również kwadrans spaceru wśród blizanowskich pól. Po nim lekko utrudzonych wędrowców podjął napojami i ciastem w miejscowym GOK-u jego dyrektor – Stanisław Miklas. Sącząc kawę czy herbatę w ramach tradycyjnego „five o’clock” i zagryzający ciasteczkami kaliszobrańcy oglądali dzieła plastyków  z poplenerowej wystawy obrazów i porządkowali swą wiedzę o atrakcjach gminy. Zresztą ciekawostki – a czasem i plotki – o historii i współczesności mijanych miejscowości i ich mieszkańców serwowaliśmy każdemu, kto chciał słuchać przez całą podróż. A na końcu pasażerom autokaru – cały niemal czas sunącemu nadprośniańskim tarasem, wzdłuż dawnej granicy zaborów – ukazała się urzekająca panorama Kalisza z perspektywy północno-wschodnich przedmieść. Na horyzoncie spod ziemi wyłaniały się dobrzeckie drapacze chmur a potem – już znacznie bliżej - wieże śródmiejskich obiektów. Piękny Kalisz w promieniach zachodzącego słońca szykował się powoli do snu… 

 fot. Zb. Pol

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz