Nową inicjatywę nazwaliśmy
światowo: Happening przewodnicki, i w
rzeczy samej – na inaugurującym cykl spotkaniu zapachniało prawie…
wszechświatem. Spotkaliśmy się oto bowiem
w kaliskim ratuszu w piątek, 12 października, by podumać o pojęciu czasu,
który przemówił do nas w postaci swych przekaźników: Kaliskich zegarów. Jeden z przewodników – Arek Skaruz przetrzymał karne
towarzystwo w liczbie ok. 80 luda w ratuszowym westybulu, by punktualnie o
18.18 – tak jak było zapowiedziane - wprowadzić
podekscytowaną gromadę na górę. Wprawdzie zaskutkowało to lekkim zatorem, jaki
się wytworzył w „wąskim gardle”, jakim jest wejście do wieży i w efekcie kilkuminutowym
poślizgiem w realizacji kunsztownego planu, ale ordnung muss sein. Niżej podpisany zatem przekazał tłumkowi widowiskowo stłoczonemu na
pierwszej – audiowizualnej – platformie wieży, w przyśpieszonej i skróconej
formie (dobrze mu tak – zawsze był gadułą !) kilka słów wprowadzenia, traktujących o
historii kaliskich czasomierzy w ogóle i o obecnie funkcjonujących w mieście
zegarach stilterowskich, a potem zegary przemówiły obrazem i muzyką. Zdjęcia
zegarów przygotowane przez Pawła Dybkę, Andrzeja Matysiaka i Łukasza Wolskiego
(z wykorzystaniem również zdjęć archiwalnych i fotek innych autorów – za co
niniejszym dziękujemy) z (nomen omen) ponadczasową muzyką Pink Floydów w tle
wytworzył swego rodzaju metafizyczną atmosferę. Niestety, nie trwała ona zbyt
długo – kilkuminutowy poślizg spowodował konieczność przyśpieszonej
transformacji większości zgromadzonych na górne piętra wieży. Tam, punktualnie o
19.00 zazgrzytały, zagrały i poobracały się niezliczone koła zębate stilterowskiego
mechanizmu zegarowego z 1925 r. O tym, jak działa owe perpetuum mobile informował oglądaczy Jurek Fijałkowski. I kolejny,
przez wielu chyba najbardziej wyczekiwany,
punkt programu – wejście na taras widokowy. A w dole piękna panorama
Kalisza w szacie nocnej. Że sparafrazuję Owidiusza: …noc zaciera moc usterek/ – zgodzicie się chyba ze mną./ Nocą brzydkich
miast to nie ma./ Zwłaszcza, gdy jest bardzo ciemno. Część syciła oczy
widokiem układającego się do snu miasta, wielu innych czyniło twórczy pożytek
ze swoich kodaków, cannonów, toshib i innych fotograficznych zorek 105. Dyżurny
kaliskiej straży pożarnej podejrzewał nawet przez chwilę wybuch pożaru na
ratuszowej wieży – tak się tam błyskało. No a w epilogu eventu (że pozostanę
przy angielskiej terminologii), jego uczestnicy przerzucili się na kaliską
rogatkę, gdzie – nieświadomy niczego – tykał sobie statecznie sprawca całego
zamieszania – 100 letni mechanizm zegarowy Rafała Stiltera. Dzięki uprzejmości
pra- i praprawnuka naszego słynnego zegarmistrza trójścienny obiekt kryjący od
1933 r. w swym wnętrzu owe cudo, otworzył wyjątkowo swe podwoje. I znowu oglądanie,
cmokanie z podziwu, pstrykanie zdjątek. Taki ci to był happening…
fot. Krzysztof Krystyniak
Wydawało się, że w piątek ludziom się nie będzie chciało wyjść z domów a tu proszę bardzo nie dość, że przyszli to jeszcze chciało im się wejść na wieżę. Pogratulować pomysłu!
OdpowiedzUsuńNo pewno. Nareszcie coś się dzieje. Dzięki Soboleskiemu i jego ekipie można czegoś się o Kaliszu dowiedzieć. Szkoda jeszcze, że go tak mało w mediach, w regionalnym niby radio centrum lub naszej telewizji
OdpowiedzUsuń