sobota, 13 października 2012

Veni, vidi, vici - 12

Nową inicjatywę nazwaliśmy światowo: Happening przewodnicki, i w rzeczy samej – na inaugurującym cykl spotkaniu zapachniało prawie… wszechświatem. Spotkaliśmy się oto bowiem w kaliskim ratuszu w piątek, 12 października, by podumać o pojęciu czasu, który przemówił do nas w postaci swych przekaźników: Kaliskich zegarów. Jeden z przewodników – Arek Skaruz przetrzymał karne towarzystwo w liczbie ok. 80 luda w ratuszowym westybulu, by punktualnie o 18.18 – tak jak było zapowiedziane -  wprowadzić podekscytowaną gromadę na górę. Wprawdzie zaskutkowało to lekkim zatorem, jaki się wytworzył w „wąskim gardle”, jakim jest wejście do wieży i w efekcie kilkuminutowym poślizgiem w realizacji kunsztownego planu, ale ordnung muss sein. Niżej podpisany zatem  przekazał tłumkowi widowiskowo stłoczonemu na pierwszej – audiowizualnej – platformie wieży, w przyśpieszonej i skróconej formie (dobrze mu tak – zawsze był gadułą !)  kilka słów wprowadzenia, traktujących o historii kaliskich czasomierzy w ogóle i o obecnie funkcjonujących w mieście zegarach stilterowskich, a potem zegary przemówiły obrazem i muzyką. Zdjęcia zegarów przygotowane przez Pawła Dybkę, Andrzeja Matysiaka i Łukasza Wolskiego (z wykorzystaniem również zdjęć archiwalnych i fotek innych autorów – za co niniejszym dziękujemy) z (nomen omen) ponadczasową muzyką Pink Floydów w tle wytworzył swego rodzaju metafizyczną atmosferę. Niestety, nie trwała ona zbyt długo – kilkuminutowy poślizg spowodował konieczność przyśpieszonej transformacji większości zgromadzonych na górne piętra wieży. Tam, punktualnie o 19.00 zazgrzytały, zagrały i poobracały się niezliczone koła zębate stilterowskiego mechanizmu zegarowego z 1925 r. O tym, jak działa owe perpetuum mobile informował oglądaczy Jurek Fijałkowski. I kolejny, przez wielu chyba najbardziej wyczekiwany,  punkt programu – wejście na taras widokowy. A w dole piękna panorama Kalisza w szacie nocnej. Że sparafrazuję Owidiusza: …noc zaciera moc usterek/ – zgodzicie się chyba ze mną./ Nocą brzydkich miast to nie ma./ Zwłaszcza, gdy jest bardzo ciemno. Część syciła oczy widokiem układającego się do snu miasta, wielu innych czyniło twórczy pożytek ze swoich kodaków, cannonów, toshib i innych fotograficznych zorek 105. Dyżurny kaliskiej straży pożarnej podejrzewał nawet przez chwilę wybuch pożaru na ratuszowej wieży – tak się tam błyskało. No a w epilogu eventu (że pozostanę przy angielskiej terminologii), jego uczestnicy przerzucili się na kaliską rogatkę, gdzie – nieświadomy niczego – tykał sobie statecznie sprawca całego zamieszania – 100 letni mechanizm zegarowy Rafała Stiltera. Dzięki uprzejmości pra- i praprawnuka naszego słynnego zegarmistrza trójścienny obiekt kryjący od 1933 r. w swym wnętrzu owe cudo, otworzył wyjątkowo swe podwoje. I znowu oglądanie, cmokanie z podziwu, pstrykanie zdjątek. Taki ci to był happening…


                                                    fot. Krzysztof Krystyniak

2 komentarze:

  1. Wydawało się, że w piątek ludziom się nie będzie chciało wyjść z domów a tu proszę bardzo nie dość, że przyszli to jeszcze chciało im się wejść na wieżę. Pogratulować pomysłu!

    OdpowiedzUsuń
  2. No pewno. Nareszcie coś się dzieje. Dzięki Soboleskiemu i jego ekipie można czegoś się o Kaliszu dowiedzieć. Szkoda jeszcze, że go tak mało w mediach, w regionalnym niby radio centrum lub naszej telewizji

    OdpowiedzUsuń