XXXIX Kaliszobranie
W minioną
sobotę 20 października zrealizowaliśmy kolejną XXXIX już edycję Kaliszobrania.
Do kampusu PWSZ przybyła prawie setka uczestników - zarówno wytrwałych „bywalców” tej
przewodnickiej imprezy jak i kilkoro debiutantów. Tematem spotkania były bitwy i spustoszenia wojenne, jakie w
przeszłości nawiedziły Kalisz. Prowadzący tradycyjnie imprezę niżej podpisany swoją
gawędą postarał się wywołać (a może spotęgować) w zebranych poczucie dumy z miasta,
które przecież tylekroć w swych dziejach doświadczyło różnego rodzaju
kataklizmów – a jednak – dzięki determinacji mieszkańców – przetrwało i nadal
się rozwijało. Opowiadałem więc o bitwach – począwszy od tej pierwszej,
legendarnej, stoczonej o tura na leśnej polanie, na której rozlegały bojowe okrzyki
„kali, kali (kalecz, bij) dające później nazwę powstałej tu osadzie. Było o
zdobyciu Zawodzia, o bezskutecznym oblężeniu miasta przez Krzyżaków i o
późniejszym z nimi pokoju, tzw. „kaliskim”. Było też sporo o nieszczęściach
związanych ze szwedzkim potopem i o bardzo kosztownej dla Kalisza wizycie ekscentrycznego
brata Napoleona – Hieronima Bonaparte. Najwięcej jednak uwagi – i to była już
rola drugiego z prelegentów, red. Daniela Aleksandrzaka – poświęcono największej
z bitew, jakie miały miejsce w naszym regionie – wielkiej bitwie narodów
stoczonej w ramach tzw. wojny północnej 29 października 1706 r. Bitwie zaiste
wielkiej, w której bój toczyły wojska dwóch pretendentów do korony polskiej, a
swoją wyższość nad bliźnim usiłowało udowodnić ok. 50 tys. chłopa (podczas gdy
stałych mieszkańców w Kaliszu było wówczas ledwie co 2 tys.). Swoje teoretyczne
dotychczas rozważania o tym wydarzeniu, które – nawiasem mówiąc – nie wpłynęło jednak
istotnie na dalsze losy ani tej wojny ani Polski (no może poza wypracowaniem
określenia na dwie, nie mogące się dogadać strony: jedni do Las, drudzy do Sasa), prelegent rozwinął twórczo w czasie
wizji lokalnej w miejscach związanych z bitwą, tzn. kurhanie w Kościelnej Wsi i
na polach między Dobrzecem a rzeką Prosną, gdzie krwawy bój się toczył. By tam
dotrzeć, trzeba było odbyć solidny, ponad godzinny spacer – ale co to był za
spacer. Dobry Pan Bóg, który najwyraźniej bardzo sympatyzuje z Kaliszobraniem,
zarządził w to popołudnie chyba najpiękniejszą, złotojesienną aurę, jaką okolice
Kalisza oglądały w tym tysiącleciu. Wielokolorowa ściana drzew lasu przed
Kościelną Wsią, oglądana najpierw w pierwszym planie a później z perspektywy ulicy
Poligonowej, babie lato na polach, mieniąca się w zachodzącym słońcu najpiękniejsza
panorama Kalisza od strony osiedla o bardzo adekwatnej nazwie – zapewne te
widoki przypomną się wielu uczestnikom jeszcze w godzinę ich (oby odległej)
śmierci. I jeszcze komentarz jednego z uczestników – Kaliszobranie jest wszak
projektem interaktywnym - na temat znajdujących się na tymże osiedlu bunkrów,
jeszcze nasłuchiwanie odgłosów bitewnych sprzed 300 lat (a wielu zarzekało się,
że słyszy rżenie koni, huk dział i odgłos wystrzałów) i czas było się żegnać. Spotkanie
zakończyliśmy, kiedy słońce ostatnich
kresów nieba dochodziło…
fot. Krzysztof Krystyniak
taki kopczyk to trochę skromnie jak na "bitwę narodów",
OdpowiedzUsuń