niedziela, 21 października 2012

Veni, vidi, vici - 13

XXXIX Kaliszobranie
W minioną sobotę 20 października zrealizowaliśmy kolejną XXXIX już edycję Kaliszobrania. Do kampusu PWSZ przybyła prawie setka uczestników -  zarówno wytrwałych „bywalców” tej przewodnickiej imprezy jak i kilkoro debiutantów. Tematem spotkania były bitwy i spustoszenia wojenne, jakie w przeszłości nawiedziły Kalisz. Prowadzący tradycyjnie imprezę niżej podpisany swoją gawędą postarał się wywołać (a może spotęgować) w zebranych poczucie dumy z miasta, które przecież tylekroć w swych dziejach doświadczyło różnego rodzaju kataklizmów – a jednak – dzięki determinacji mieszkańców – przetrwało i nadal się rozwijało. Opowiadałem więc o bitwach – począwszy od tej pierwszej, legendarnej, stoczonej o tura na leśnej polanie, na której rozlegały bojowe okrzyki „kali, kali (kalecz, bij) dające później nazwę powstałej tu osadzie. Było o zdobyciu Zawodzia, o bezskutecznym oblężeniu miasta przez Krzyżaków i o późniejszym z nimi pokoju, tzw. „kaliskim”. Było też sporo o nieszczęściach związanych ze szwedzkim potopem i o bardzo kosztownej dla Kalisza wizycie ekscentrycznego brata Napoleona – Hieronima Bonaparte. Najwięcej jednak uwagi – i to była już rola drugiego z prelegentów, red. Daniela Aleksandrzaka – poświęcono największej z bitew, jakie miały miejsce w naszym regionie – wielkiej bitwie narodów stoczonej w ramach tzw. wojny północnej 29 października 1706 r. Bitwie zaiste wielkiej, w której bój toczyły wojska dwóch pretendentów do korony polskiej, a swoją wyższość nad bliźnim usiłowało udowodnić ok. 50 tys. chłopa (podczas gdy stałych mieszkańców w Kaliszu było wówczas ledwie co 2 tys.). Swoje teoretyczne dotychczas rozważania o tym wydarzeniu, które – nawiasem mówiąc – nie wpłynęło jednak istotnie na dalsze losy ani tej wojny ani Polski (no może poza wypracowaniem określenia na dwie, nie mogące się dogadać strony: jedni do Las, drudzy do Sasa), prelegent rozwinął twórczo w czasie wizji lokalnej w miejscach związanych z bitwą, tzn. kurhanie w Kościelnej Wsi i na polach między Dobrzecem a rzeką Prosną, gdzie krwawy bój się toczył. By tam dotrzeć, trzeba było odbyć solidny, ponad godzinny spacer – ale co to był za spacer. Dobry Pan Bóg, który najwyraźniej bardzo sympatyzuje z Kaliszobraniem, zarządził w to popołudnie chyba najpiękniejszą, złotojesienną aurę, jaką okolice Kalisza oglądały w tym tysiącleciu. Wielokolorowa ściana drzew lasu przed Kościelną Wsią, oglądana najpierw w pierwszym planie a później z perspektywy ulicy Poligonowej, babie lato na polach, mieniąca się w zachodzącym słońcu najpiękniejsza panorama Kalisza od strony osiedla o bardzo adekwatnej nazwie – zapewne te widoki przypomną się wielu uczestnikom jeszcze w godzinę ich (oby odległej) śmierci. I jeszcze komentarz jednego z uczestników – Kaliszobranie jest wszak projektem interaktywnym - na temat znajdujących się na tymże osiedlu bunkrów, jeszcze nasłuchiwanie odgłosów bitewnych sprzed 300 lat (a wielu zarzekało się, że słyszy rżenie koni, huk dział i odgłos wystrzałów) i czas było się żegnać. Spotkanie zakończyliśmy, kiedy słońce ostatnich kresów nieba dochodziło…

        fot. Krzysztof Krystyniak
 

1 komentarz:

  1. taki kopczyk to trochę skromnie jak na "bitwę narodów",

    OdpowiedzUsuń